Zapewne Ci, którzy śledzą mojego bloga (o ile tacy są :P) zauważyli moją dość długą nieobecność. Wobec czego nim zacznę pisać na temat na, który chciałam, jestem Wam winna wyjaśnienia. :) Moja abstynencja od bloga była najzwyczajniej w świecie spowodowana brakiem czasu jako wynik dostania się na staż do agencji reklamowej. Po całym dniu siedzenia przed monitorem jedyne o czym marzyłam to odpocząć od niego :P Plus - zasób czasu ewidentnie mi się skończył, a przecież trzeba mieć jeszcze jakieś życie poza pracą :P Wiem, wiem – gdybym była lepiej zorganizowana to bym dała radę. Zimowe lenistwo wzięło jednak górę, ale już się naprawiłam i powracam pełna energii, determinacji i skruchy. A mój powrót obwieszcza post o filmie na którym byłam dosłownie kilka dni temu i szczerze to nie umiem powiem powiedzieć czy go polecam czy nie :)
Mowa
oczywiście o głośnym ostatnio filmie Wojciecha Smarzowskiego na podstawie
książki Jerzego Pilcha, czyli „Pod Mocnym Aniołem”. Mocny to on zdecydowanie
jest :P Przed pójściem do kina czytałam sporo krytycznych recenzji, w tym m.in.,
że reżyser powiela schematy, których używał w swoich wcześniejszych filmach, że
już to wszystko widzieliśmy. Otóż niespodzianka, bo ja nie wiedziałam :) Nie jestem fanką polskiego kina,
wobec czego był to pierwszy film Smarzowskiego jaki widziałam. I faktycznie
muszę zgodzić się z wszędobylną opinią, iż ten reżyser jak nikt inny wyciąga
brudy polskiej rzeczywistości.
Pod
Mocnym Aniołem przesiąknięte jest zgnilizną polskiego społeczeństwa z
problemami. Destrukcja jaką główny bohater (grany przez Więckiewiecza) sobie
funduje, mnie osobiście przerażała i powodowała, że zaczynałam się zastanawiać
czy znam kogoś kogo potencjalnie czeka podobny upadek na dno. Nie da się tego
filmu inaczej nazwać niż mianem obrazu pełnego delirycznej atmosfery upodlenia.
Mimo, iż większość z nas zdaje sobie sprawę, że istnieją w Polsce ludzie, którzy
zupełnie już sobie nie radzą ze swoim życiem, to na co dzień w ogóle o tym nie
myślimy. Pędzimy przed siebie, zostawiając cały syfland, który nas nie
dotyczący gdzieś za sobą. A potem nachodzi nas myśl by pójść do kina i trafiamy
w sam środek pijackiego amoku i spychania głównym bohaterów do rynsztoku.
Czy
jest to film dla każdego? Zdecydowanie nie. U niektórych budzi on śmiech i
żadnych głębszych przemyśleń nie powoduje, a przecież komedią to on nie jest. U
innych z kolei może, aż do zbyt głębokiej refleksji zapędzić i jeszcze
spowodować, że zdołowani sięgną po małpeczke. A co z resztą? Reszta pewnie
podobnie jak ja uzna Pod Mocnym Aniołem za ciekawy film ukazujący ciemną stronę
ludzkiej natury i upadek do punktu krytycznego, z którego wydaje się, że nie ma
już powrotu. Zaś po wyjściu z kina wywoła tylko chwilową ulgę, że nas to nie
dotyczy, aby później stać się ponownie obojętnym wobec problemu. Taka to już
polska znieczulica na gorzką rzeczywistość :)
A
jakie są Wasze wrażenia? O ile oglądaliście :P
Źródło zdjęć: wyszukiwarka Google Graphics