Trzecia, i wygląda na to, że nie ostatnia, część przygód niepoprawnej i zakręconej Bridget weszła niedawno do polskich kin i miałam już okazję ją obejrzeć, więc podzielę się z Wami wrażeniami - a jest czym ;) Dawno się tak nie uśmiałam w kinie, jak właśnie na tym filmie. Niektóre sceny wywoływały we mnie takie ataki śmiechu, że aż wstyd chyba było ze mną siedzieć na sali kinowej ;) Cóż, najwyraźniej mam w sobie coś z Bridget i jej talentu do ośmieszania się :) Ale czy to nie właśnie w tym jest jej urok? Że zawsze możemy się po niej spodziewać najmniej oczekiwanych zachowań i robienia z siebie debila? :P W filmie zdecydowanie nie zabrakło tak dobrze znanych z poprzednich części elementów samoośmieszania się w jej wykonaniu, no i oczywiście motywu miłosnego trójkąta. Cóż to byłby za film, gdyby zabrakło zagmatwanej historii miłosnej ;) Ale wszystko po kolei...
Bridget kończy 43 lata i co? I znów jest singielką, ale tym razem chociaż spełniającą się zawodowo - do czasu ;) Jednak bez spoilerowania - sami musicie zobaczyć co się w jej karierze wydarzy, że narobi sobie kłopotów. Podczas gdy wszyscy jej przyjaciele mają już rodziny, ona jest sama i postanawia wyjechać z przyjaciółką na festiwal muzycznym, gdzie poznaje przystojniaka znanego pewnie co poniektórym z Grey's Anatomy - McDreamy :) Szybki numerek w namiocie po pijaku owocuje ciążą - ale czy to na pewno jego dziecko? Mr Darcy nie do końca zniknął z horyzontu, więc on również może być tatusiem ;) Biedna Bridget - któż zostanie ojcem jej dzieciaczka? Oto zagwostka całego filmu + dylemat Bridget na temat tego kogo wybrać, kogo kocha. Tego Wam jednak nie zdradzę jak kończy się ta historia :)
Tak pokręcony trójkąt wypełniony jest tekstami i sytuacjami, które powodują napływ łez do oczu, tyle, że... ze śmiechu :) Scena drogi do szpitala na poród jest tak surrealistyczna i komiczna, że według mnie przejdzie do kultowych scen serii o Bridget - długo o niej nie zapomnicie po wyjściu z kina. Do tego dużo fucków, wpadek i publicznych upokorzeń z których w uroczy sposób próbuje, ale jednak nie wychodzi z twarzą :P Historia kończy się happy endem i to trochę mało zaskakującym - szczerze mówiąc myślałam, że trochę bardziej przekombinują zakończenie. Chociaż... zostawili sobie małą furtkę na kolejną część. Tylko czy to już nie byłoby za dużo? Oglądając ponad 40letnią Bridget na ekranie robiącą z siebie pajaca (a dokładniej Renée Zellweger) odnosi się wrażenie, że gdzieś zaginął trochę jej urok i jak na 43letnią kobietę jest trochę za dziecinna.
Mimo tych drobniutkich skaz na całości odbioru filmu, mega, ale to mega polecam go obejrzeć :) Nie jest romantycznie ckliwy, więc faceci też na nim wytrzymają ;) Można? Można na Briget wybrać się w męskim gronie :) Także kupujcie bilety i sio do kina poprawić sobie humor sporą dawką śmiechu :)
Źródło zdjęć: Google Images
Komentarze
Prześlij komentarz