W końcu udało mi się dotrzeć do
kina na The Circle.Krąg i… nie zaskoczył (odkrywczy nie był), ale przykuł moją
uwagę na prawie dwie godziny. Film ukazuje wizję świata w którym bycie online
staje się codziennością, prywatność uznawana jest za coś zbędnego, a wręcz
niepożądanego (zagraża bezpieczeństwu), a życie którym nie dzielimy się w
mediach społecznościowych przestaje istnieć. Temat nie raz już poruszany w
literaturze i w filmie, ale w tym wypadku w fajny sposób ukazany. Tom Hanks i
Emma Watson w obsadzie, wizja przyszłości, która na pewno nas czeka i
obiektywne pokazanie zarówno wad, jak i zalet takiego świata. Taki właśnie jest
The Circle.Krąg. Czemu warto sięgnąć po ten film? O tym dalej ;) BTW tak jak Wy
nie rozumiem czemu tytuł zostawili i po angielsku, i przetłumaczyli go na
polski ;)
Gdy oglądasz film to odnosisz wrażenie, że równie dobrze mógłby się dziać w latach 70’tych (miękkie światło,
ciepłe kolory, jakaś nijaka przestrzeń świata „zewnętrznego”), gdyby nie
zaawansowanie technologiczne ekipy z Kręgu - najpotężniejszej na świecie firmie
internetowej. Taki trochę bezczasowy okres w dziejach świata, ale to akurat
dobrze, gdyż pokazuje nam możliwość istnienia takiego świata w dowolnym
momencie histiorii. Nie czas ma tu znaczenie, a ludzie i ich podejście do
świata. Świat w pewnym sensie podzielony jest na tych, którzy żyją i pracują w
The Circle oraz tych, którzy są poza tym światem w sensie aktywnym, ale dotyka
ich każdego dnia w wyniku styczności z technologią. Krąg sam w sobie
przypominał mi trochę Pentagon – odgrodzony murem całkowicie samowystarczalny
kompleks, gdzie wszystko wewnątrz jest jedną wielką tajemnicą dla postronnych. Sama
społeczność Kręgu zalatuje sektą – wszyscy są cały czas szczęśliwi, pełni
„entuzjazmu” i podekscytowani. A do tego zapatrzeni w Eamona Bailey –
wizjonerskiego założyciela, postrzeganego za geniusza i stanowiącego guru dla
wszystkich „pracowników” Kręgu. (btw dostrzegam w nim ogromne podobieństwo do... Steve'a Jobs'a ;)). Ale przede wszystkim są cały czas podłączeni do
sieci – mediów społecznościowych. Nie tylko sami dzielą się contentem, ale
przede wszystkim bacznie obserwują poczynania innych i je komentują w czasie
rzeczywistym. Komiczna jest scena, gdy
główna bohaterka dostaje wręcz opieprz w pracy za to, że jej profile
społecznościowe nie są aktywne, „bo to takie ważne dla organizacji”. Gdyby
wpływ postrzegania konieczności obserwowania świata i śledzenia każdego kroku
wszystkich ograniczał się tylko do Kręgu to byłoby zbyt pięknie, także idea
rozrasta się po świecie, wkracza również w świat polityki.
Główna bohaterka, Mea (grana
przez Emmę Watson) tak bardzo zachłyśnie się wizją bezpiecznego świata, gdzie
każdy ma dostęp do wszelkich możliwych informacji na temat wszystkiego
(całkowita przejrzystość danych), że zdecyduje się wejść jeszcze głębiej i
poddać eksperymentowi, w którym każda sekunda jej życia znajdzie się w sieci.
Ale nie tylko jej – wszyscy jej bliscy i ludzie, których napotyka na swojej
drodze staną się „gwiazdami” livestreamingu. Może niekoniecznie każdy chciałby
zatracać swoją prywatność tylko dlatego, że ktoś inny się na to decyduje – w
końcu każdy powinien mieć prawo decydować o upublicznianiu swojego życia. Mea
idzie w tym stanowczo za daleko – jedyna prywatność jaką ma to czas spędzony w
toalecie (aż… szalone 3 minuty! Hah). Odbija się to na jej rodzicach,
przyjaciołach spoza kręgu, kończy się nawet tragedią, która jest jak zimny
prysznic, że stała się maskotką do pomysłów Bailey’a. Nie zmienia to jej zdania
o pełnej przejrzystości, ale dostrzega zagrożenia płynące ze śledzenia każdego
kroku ludzi, życia w sferze social mediów i jaką to wszystko ma siłę. Jednak zamiast
dostrzec, że może to zbyt ekstremalne podejście to jedyne co do niej dociera to
to, że doszło do błędu w systemie i wystarczy naprawić system, a nie go
zmieniać i przewartościowywać. Ehhhh… w tym wypadku to już zdecydowanie za
daleko zaszło. Buntowników tak ekstremalnego pozbycia się prywatności,
umieszczania kamer na całym świecie, puszczania wszystkiego do sieci, pełnej
transparentności i zbierania danych (tworzenia gigantycznej bazy danych o
każdym człowieka na ziemi łącznie z umieszczaniem chipów w kościach dzieci czy
połykaniu wskaźników mierzących nasze parametry życiowe) było niewielu. A co
najciekawsze jednym z nich był sam twórca technologii, która doprowadziła do
rozwoju Kręgu. Nawet on czuł się przerażony tym co ludzie mogą stracić, a robią
to w imię „bezpieczeństwa”, „demokracji” i kilku innych górnolotnych słów,
które nic wspólnego nie miały z rzeczywistością. Sorry, ale jeśli wchodzimy w
motyw „zmuszenia” wszystkich do posiadania gdzieś konta, a to da im możliwość
uzyskania 100% frekwencji na wyborach, co z kolei spowoduje, że świat usłyszy
głos społeczeństwa, to chyba jednak o demokracji nie ma już tu mowy.
Dlaczego uważam, że już jesteśmy
blisko zbudowania sobie takiej rzeczywistości? Ludzie chętnie dzielą się swoim
życie w mediach społecznościowych, wrzucają fragmenty swojego życia do sieci i
nie mają z tym żadnego problemu, żeby inni to oglądali i komentowali, a nawet
im więcej lajków zgarniemy, tym wyżej stoimy w hierarchii społecznej. Lajki
zaczęły definiować naszą wartość i rozpoznawalność. A wzrost popularności
owocuje benefitami – zostajemy influencerami, nawet jeśli tak naprawdę nie mamy
nic do zaoferowania i to co pokazujemy w sieci niewiele ma wspólnego z tym kim
jesteśmy (kilku takich miałam niestety okazję poznać). A marki coraz chętniej
współpracują z takimi ludźmi, rozumiejąc ich umiejętność wpływania na
obserwatorów – nie ma znaczenia w tym wypadku jakie są ich prawdziwe twarze,
liczy się ilu jest obserwatorów i jak aktywni są. A, że prawie już nie opuszczamy sieci to... możemy mieć miliony obserwatorów ciekawych naszego życia.
Mimo parcia na lans i zakłamanie
rzeczywistości to jednak coraz częściej pokazujemy rzeczywistość taką jaką jest
– ludzie o dziwo coraz chętniej chcą widzieć prawdziwą twarz nie tylko
dosłownie (żadnych sztucznych makeupów), ale przede wszystkim prawdziwą
osobowość i zdarzenia (łącznie z wpadkami). A z drugiej strony ludzie odczuwają
coraz mniejsze skrępowanie, aby się uzewnętrzniać – coraz chętniej pozbywają
się swojej prywatności. Zresztą widzę to też po samej sobie – nie mam problemu
z powiedzeniem, że Instagram stał się dla mnie nie tylko źródłem inspiracji (jest
tak ogromna liczba ciekawych zdjęć), to jeszcze formą komunikacji – nie mam
problemu z tym, aby upubliczniać swoje życie i dzielić się dniem (mimo, że moje
życie nie jest „tak zajebiste” jak ludzi z łatką „famous”), ale też tym co
myślę o różnych rzeczach czy zdarzeniach. Skąd wynika taki social mediowy
„ekshibicjonizm”? Good question, na które póki co nie znam w pełni odpowiedzi.
Ale obiecuję, że się zastanowię :P I dam Wam znać… na insta story :P A tak
poważnie, to akurat moja przygoda z SM zaczęła się przy wyprowadzce do Włoch na
studia (Erasmus), gdzie FB stało się głównym komunikatorem między mną a
światem, który zostawiałam w Polsce. Wrzucałam zdjęcia, muzykę, statusy, aby
znajomi i rodzinka wiedzieli co u mnie słychać. I tak mi już zostało, tylko
medium się zmieniło ;) Inne miejsce, ale ta sama sytuacja – nie mieszkam już w
rodzinnym mieście, a co za tym idzie komunikuję szeroko „co u mnie słychać?”. A
co inni na ten temat myślą to już ich indywidualna sprawa J Wychodzę z założenia
„jak nie chcesz tego widzieć, to po prostu nie oglądaj” :D Ale na tak
drastyczny krok jak główna bohaterka filmu bym się nie zdecydowała – wciąż
potrzebuję mieć swoją prywatność np. kiedy się wyciszam, kiedy płaczę, kiedy
wymaga tego sytuacja, aby uszanować prywatność kogoś innego. Ale ponieważ
większość dnia wrzucam do sieci to nie raz znajomi stają się „aktorami” z cichą
zgodą, co nie wszystkim pasuje. Warto się nad tym zastanowić, że może jednak
nie wszystko powinno pójść LIVE dla wszystkich ;) Sama też chyba powinnam sobie
zafundować detoks social mediowy nim przekroczę tą cienką granicę między
wyzbyciem się totalnie prywatności i życiem w sieci, a po prostu „dzieleniem
się” sobą i moim dniem wtedy kiedy uznam to za warte tego. Nie chciałabym
obudzić się któregoś dnia i stwierdzić, że sama przyczyniłam się do stworzenia
świata, który przedstawiono mi w The Circle. Wszystko jest dla ludzi, ale
ekstremalizm nigdy nie był dobrym pomysłem patrząc na dzieje ludzkości.
Zdjęcia: Google Search / Film: Youtube.com
Komentarze
Prześlij komentarz