Niby lato, a jednak pogoda za oknem całkowicie jesienna. Przez co naszło mnie nostalgicznie na wspominki i analizy własnego życia. Także dziś dość personalnie ;) W końcu czasu nie oszukam i choć wciąż nie wyglądam na swój wiek to jednak ta 3 zawędrowała na przód mojego licznika życiowego :P I co przez ten czas zrobiłam? Czy tak sobie wyobrażałam siebie, gdy przekroczę 30tkę? I najważniejsze pytanie... co dalej mnie czeka w tym nowym etapie życia? Otóż tak! 30tka to o dziwo jednak nie koniec życia, a po prostu kolejny rozdział. W końcu to tylko cyferki ;) A teraz przejdźmy do rzeczy...
Ci co mnie znają wiedzą, że należę do grona osób niezwykle ambitnych. Zawsze stawiałam sobie wysoko poprzeczkę i trudne do osiągnięcia cele. Nigdy nie lubiłam iść na łatwiznę. Jako dziecko co chwilę robiłam coś innego - próbowałam znaleźć swoją drogę. I uwaga... ale to się nie zmieniło :P Ponieważ wciąż jej nie znalazłam :D Miałam różne wizje na swoje życie. Pewnie to efekt tego, że jarają mnie mega różne rzeczy. Ale kończąc liceum myślałam, że mam już bardzo konkretnie zarysowaną dla siebie ścieżkę - idę na filozofię, zostaję dziennikarką i pracuję w uwielbianym przez siebie "świecie" mody. A tu psikus - studia się rozrosły, machnęłam wyjazd na Erasmusa do Włoch (btw mega każdemu polecam - prawdziwa szkoła życia), a potem wybrałam się jeszcze na Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze, co by schemat humanisty przełamać. I gdzie potem wylądowałam? W marketingu :P Muszę przyznać się, że tego się nie spodziewałam, choć mega mnie to zajarało - pozwalało mojej kreatywności dojść do głosu. Ale gdzie to dziennikarstwo mi uciekło? I dlaczego wciąż za mną chodzi ta wizja? Pewnie stąd narodził się blog - pisanie od zawsze sprawiało mi mega radochę. Tylko przyszło coś co złamało rutynę pisania... przeprowadzka do Warszawy. Znajomi wiedzą, że już w klasie maturalnej przynudzałam, ze któregoś dnia na pewno tu wyląduje. I bang! Wydarzyło się. Rozpoznawalna marka dała mi ogromną szansę, którą wykorzystałam w 100%. Nauczyłam się więcej niż mogłam sobie wyobrazić. A gdy zaczęłam się nudzić marketingiem i wiedziałam, że bardziej się u nich nie rozwinę to firma wyszła mi naprzeciw. Znów dali mi szansę i rzucili na głęboką wodę. A ja zamiast zatonąć rozpostarłam skrzydła i okazało się, że świetnie odnajduję się w świecie technologii. Jakby to było jakieś zaskoczenie :P Ale nigdy nie zakładałam takiego scenariusza na swoje życie - czy to jest to co chcę robić, nawet jeśli dziś daje mi mega dużo satysfakcji? Pierwsze "nie wiem" właśnie w tym punkcie się pojawia. Nie tak to sobie wyobrażałam. A co za tym idzie ciągle gdzieś z tyłu głowy mam "a co gdyby?", "a co jeśli w którymś momencie będzie za późno by rzucić wszystko w cholerę i skręcić w inną stronę?". Czy to typowe dla kryzysu 30latki? Nie sądzę :P Raczej to przejaw cholernej ambicji, która nie pozwala mi spocząć na laurach i karze przeć do przodu. Szkoda tylko, że po drodze wyszły straty - przede wszystkim utrata czasu dla samej siebie. Oberwał na tym blog, oberwał sport, dostało się znajomościom. Co było najtrudniejsze w przeprowadzce? Dla mnie zostawienie wszystkich bliskich mi osób - rodziny i przyjaciół. Może inni umieją, ale mnie beznadziejnie wychodzi utrzymywanie znajomości na odległość. Nie jeżdżę do domu tak często jakbym chciała, przez co znajomości usychają - mimo, że to naturalne zjawisko, to za każdym razem gdy o tym pomyślę, kroi mi się serce. I pewnie będzie gorzej, gdyż nie traktuję póki co Warszawy jako ostatniego przystanku w swoim życiu ;) I co się wydarzy z tym moim światkiem ludzi, jeśli zdecyduję się wynieść za ocean? Ehhhh na samą myśl odechciewa mi się czegokolwiek :P A z drugiej strony nie chcę żałować, że czegoś nie zrobiłam mimo, że chciałam. Strach nigdy nie był dla mnie blokerem, więc dalej twardo muszę pracować nad tym, aby tak pozostało :)
Idźmy dalej. 30 lat minęło i co? Liczba mężów: 0. Dzieciaki? Tylko jeden cudowny chrześniak. I uwaga, ale nie jest mi z tego powodu ani odrobinę źle. Do dzieciaków mnie nie ciągnie, a małżeństwo to dla mnie bardziej formalna sprawa niż potrzeba serca. Może męża "jeszcze" nie miałam, to facetów w moim życiu nie brakowało. Dla jednych pewnie było ich "zbyt wielu", ale sorry kto niby ustala normę w tym temacie? Każdy facet w moim życiu coś do niego wniósł, albo zabrał :P ale na pewno był dla mnie lekcją na przyszłość, dzięki której dziś dokładnie wiem czego nie będę akceptować, a czego oczekuje po związku. Zobaczymy czego obecny mnie nauczy ;)
A co z przyjaciółmi? Ponoć prawdziwych ma się na całe życie. W takim razie troje z moich przyjaciół nie miało tego wpisanego w kalendarz, aby zostać w moim życiu na zawsze :P Ale dzięki temu teraz jestem ostrożniejsza z zaufaniem do ludzi - oni to jednak potrafią strzelić Ci w twarz gdy najmniej się tego spodziewasz :P I jednocześnie bardziej doceniam te przyjaźnie, na których nigdy się do tej pory nie zawiodłam. Oby trwały kolejne dziesięciolecia ;) Z tego miejsca mega Wam dziękuję, że jesteście częścią mojego życia, choć na pewno lekko Wam ze mną nie jest ;) Ponoć najtrwalsze przyjaźnie zawiera się w dzieciństwie. Ależ bullshit :P Efcioru - Ty jesteś przykładem, że można spotkać swoją drugą połówkę mózgu tuż przed 30 ;) Także patrzę pozytywnie w przyszłość - jeszcze niejedna osoba stanie mi się zapewne bardzo bliska :) Rada dla wszystkich: pamiętajcie, że faceci/dziewczyny są i ich nie ma, przychodzą i odchodzą, ale przyjaciele są najważniejsi - także dbajcie o nich <3 I never ever nie odstawiajcie ich na boczny tor, tylko dlatego, że myślicie, że poznaliście swoją "miłość życia". Przyjaciele mogą wiele wybaczyć, ale bez przesady - wypinanie się na nich przyjaźni nie służy :)
Rozpisało mi się ;) Podsumowując: 30tka nic nie zmieniła :) Nagle nie stałam się stara, nie rozpadłam się na kawałki, ani nie zjadły mnie psy :P Nie naszły mnie humorki ani czarna rozpacz, że spieprzyłam życie i co ja osiągnęłam. Dlaczego??? Bo do tej pory miałam zajebiste życie :D I tylko więcej na mnie czeka :D Czy pójdę w prawo czy w lewo, czy rzucę wszystko i obrócę swoje życie do góry nogami, to wiem, że na pewno... będzie dobrze :D Także dla tych co przerażeni są wizją 30tki - wyluzujcie ;)
Ci co mnie znają wiedzą, że należę do grona osób niezwykle ambitnych. Zawsze stawiałam sobie wysoko poprzeczkę i trudne do osiągnięcia cele. Nigdy nie lubiłam iść na łatwiznę. Jako dziecko co chwilę robiłam coś innego - próbowałam znaleźć swoją drogę. I uwaga... ale to się nie zmieniło :P Ponieważ wciąż jej nie znalazłam :D Miałam różne wizje na swoje życie. Pewnie to efekt tego, że jarają mnie mega różne rzeczy. Ale kończąc liceum myślałam, że mam już bardzo konkretnie zarysowaną dla siebie ścieżkę - idę na filozofię, zostaję dziennikarką i pracuję w uwielbianym przez siebie "świecie" mody. A tu psikus - studia się rozrosły, machnęłam wyjazd na Erasmusa do Włoch (btw mega każdemu polecam - prawdziwa szkoła życia), a potem wybrałam się jeszcze na Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze, co by schemat humanisty przełamać. I gdzie potem wylądowałam? W marketingu :P Muszę przyznać się, że tego się nie spodziewałam, choć mega mnie to zajarało - pozwalało mojej kreatywności dojść do głosu. Ale gdzie to dziennikarstwo mi uciekło? I dlaczego wciąż za mną chodzi ta wizja? Pewnie stąd narodził się blog - pisanie od zawsze sprawiało mi mega radochę. Tylko przyszło coś co złamało rutynę pisania... przeprowadzka do Warszawy. Znajomi wiedzą, że już w klasie maturalnej przynudzałam, ze któregoś dnia na pewno tu wyląduje. I bang! Wydarzyło się. Rozpoznawalna marka dała mi ogromną szansę, którą wykorzystałam w 100%. Nauczyłam się więcej niż mogłam sobie wyobrazić. A gdy zaczęłam się nudzić marketingiem i wiedziałam, że bardziej się u nich nie rozwinę to firma wyszła mi naprzeciw. Znów dali mi szansę i rzucili na głęboką wodę. A ja zamiast zatonąć rozpostarłam skrzydła i okazało się, że świetnie odnajduję się w świecie technologii. Jakby to było jakieś zaskoczenie :P Ale nigdy nie zakładałam takiego scenariusza na swoje życie - czy to jest to co chcę robić, nawet jeśli dziś daje mi mega dużo satysfakcji? Pierwsze "nie wiem" właśnie w tym punkcie się pojawia. Nie tak to sobie wyobrażałam. A co za tym idzie ciągle gdzieś z tyłu głowy mam "a co gdyby?", "a co jeśli w którymś momencie będzie za późno by rzucić wszystko w cholerę i skręcić w inną stronę?". Czy to typowe dla kryzysu 30latki? Nie sądzę :P Raczej to przejaw cholernej ambicji, która nie pozwala mi spocząć na laurach i karze przeć do przodu. Szkoda tylko, że po drodze wyszły straty - przede wszystkim utrata czasu dla samej siebie. Oberwał na tym blog, oberwał sport, dostało się znajomościom. Co było najtrudniejsze w przeprowadzce? Dla mnie zostawienie wszystkich bliskich mi osób - rodziny i przyjaciół. Może inni umieją, ale mnie beznadziejnie wychodzi utrzymywanie znajomości na odległość. Nie jeżdżę do domu tak często jakbym chciała, przez co znajomości usychają - mimo, że to naturalne zjawisko, to za każdym razem gdy o tym pomyślę, kroi mi się serce. I pewnie będzie gorzej, gdyż nie traktuję póki co Warszawy jako ostatniego przystanku w swoim życiu ;) I co się wydarzy z tym moim światkiem ludzi, jeśli zdecyduję się wynieść za ocean? Ehhhh na samą myśl odechciewa mi się czegokolwiek :P A z drugiej strony nie chcę żałować, że czegoś nie zrobiłam mimo, że chciałam. Strach nigdy nie był dla mnie blokerem, więc dalej twardo muszę pracować nad tym, aby tak pozostało :)
Idźmy dalej. 30 lat minęło i co? Liczba mężów: 0. Dzieciaki? Tylko jeden cudowny chrześniak. I uwaga, ale nie jest mi z tego powodu ani odrobinę źle. Do dzieciaków mnie nie ciągnie, a małżeństwo to dla mnie bardziej formalna sprawa niż potrzeba serca. Może męża "jeszcze" nie miałam, to facetów w moim życiu nie brakowało. Dla jednych pewnie było ich "zbyt wielu", ale sorry kto niby ustala normę w tym temacie? Każdy facet w moim życiu coś do niego wniósł, albo zabrał :P ale na pewno był dla mnie lekcją na przyszłość, dzięki której dziś dokładnie wiem czego nie będę akceptować, a czego oczekuje po związku. Zobaczymy czego obecny mnie nauczy ;)
A co z przyjaciółmi? Ponoć prawdziwych ma się na całe życie. W takim razie troje z moich przyjaciół nie miało tego wpisanego w kalendarz, aby zostać w moim życiu na zawsze :P Ale dzięki temu teraz jestem ostrożniejsza z zaufaniem do ludzi - oni to jednak potrafią strzelić Ci w twarz gdy najmniej się tego spodziewasz :P I jednocześnie bardziej doceniam te przyjaźnie, na których nigdy się do tej pory nie zawiodłam. Oby trwały kolejne dziesięciolecia ;) Z tego miejsca mega Wam dziękuję, że jesteście częścią mojego życia, choć na pewno lekko Wam ze mną nie jest ;) Ponoć najtrwalsze przyjaźnie zawiera się w dzieciństwie. Ależ bullshit :P Efcioru - Ty jesteś przykładem, że można spotkać swoją drugą połówkę mózgu tuż przed 30 ;) Także patrzę pozytywnie w przyszłość - jeszcze niejedna osoba stanie mi się zapewne bardzo bliska :) Rada dla wszystkich: pamiętajcie, że faceci/dziewczyny są i ich nie ma, przychodzą i odchodzą, ale przyjaciele są najważniejsi - także dbajcie o nich <3 I never ever nie odstawiajcie ich na boczny tor, tylko dlatego, że myślicie, że poznaliście swoją "miłość życia". Przyjaciele mogą wiele wybaczyć, ale bez przesady - wypinanie się na nich przyjaźni nie służy :)
Rozpisało mi się ;) Podsumowując: 30tka nic nie zmieniła :) Nagle nie stałam się stara, nie rozpadłam się na kawałki, ani nie zjadły mnie psy :P Nie naszły mnie humorki ani czarna rozpacz, że spieprzyłam życie i co ja osiągnęłam. Dlaczego??? Bo do tej pory miałam zajebiste życie :D I tylko więcej na mnie czeka :D Czy pójdę w prawo czy w lewo, czy rzucę wszystko i obrócę swoje życie do góry nogami, to wiem, że na pewno... będzie dobrze :D Także dla tych co przerażeni są wizją 30tki - wyluzujcie ;)
Komentarze
Prześlij komentarz